Hej, cześć!
I przyszedł ten moment, kiedy zdecydowałam się opublikować swoje opowiadanie... W sumie to nie wiem, co mnie to tego podkusiło. Pisałam ostatni raz ponad rok temu i wyszłam trochę z wprawy, ale dlaczego by do tego nie wrócić. Tymczasem zostawiam was z rozdziałem 0 (nie prolog, nie lubię prologów ;p). Jeszcze wspomnę, że rozdziały nie będę publikować regularnie. Jak napiszę, to będzie. Chcę jeszcze wspomnieć, że opowiadanie piszę głównie dla siebie, a wstawiam je, bo może akurat kogoś zainteresuje. Dlatego proszę nie linczować za brak logiki.
Blog nie posiada bety. Jeśli jest jakaś osóbka, która chciałaby się zając betowaniem to proszę o kontakt.
Blog nie posiada bety. Jeśli jest jakaś osóbka, która chciałaby się zając betowaniem to proszę o kontakt.
To wsio ode mnie. Zapraszam do lektury.
Pochmurna pogoda
sprawiała, że i tak ponury dzień, posmutniał jeszcze bardziej. W Nowym Jorku
światła samochodów oraz bilbordów odbijały się od tafli kałuż. Padał deszcz,
zaś po chodnikach chodzili ludzie — jedni z parasolami w ręku, a ci, którzy nie
przewidzieli ulewy, byli przemoknięci. Rachel szła właśnie do swojej ulubionej kawiarni, kilka minut temu
umówiła się ze swoją koleżanką z pracy. Pomimo, że znały się krótko, polubiła
ją i poczuła, iż może jej się zwierzyć. Tamtego wieczora potrzebowała tego.
Nie przejmowała się tym, że idąc do
miejsca spotkania, wdepnęła w kałużę. Ba, miała w poważaniu nawet brak parasola
i kaptura mimo deszczu. Szła rozglądając się uważnie po wielkich neonowych
reklamach. Uśmiechnęła się pod nosem, to one sprawiały, że Times Square
tworzyło cudowną, magiczną atmosferę. Rachel od zawsze chciała mieszkać w
wielkim mieście i gdy nadarzyła się okazja, przeprowadziła się do metropolii. Kawiarnia,
do której zmierzała, znajdowała się kilka ulic dalej, lecz nie chciała zatrzymywać
żółtej taksówki. Doszła tam na piechotę w kilkanaście minut.
Otworzywszy drzwi, poczuła jej ulubiony zapach lukru i kawy. O dziwo nie zastała dużo ludzi. Na spokojnie znalazłoby się kilka wolnych stolików. Mimo niewielkiej popularności kafejki, Rachel ją uwielbiała. Było to niewielkie pomieszczenie, a pierwsze co rzucało się w oczy, to rustykalny styl — białe drewno i surowa cegła sprawiały wrażenie przytulności w kawiarni. Kobieta zauważyła, że jej przyjaciółki jeszcze nie było, a jedna starsza pani spojrzała się na nią krzywo, następnie powróciła do przeglądania gazety. Rachel zdawała sobie sprawę, że nie wyglądała wyjściowo — skórzana kurtka, pod spodem zielona bluza oraz wszystkiego dopełniały szare dresowe spodnie oraz mokre, brudne trampki. Zignorowała dziwne spojrzenia i usiadła przy stoliku w kącie. Wyciągnęła telefon i zaczęła przeglądać Instagrama.
Uśmiechnęła się ironicznie, gdy
zobaczyła zdjęcie jakichś zakochanych celebrytów. Z trzaskiem odłożyła telefon
i przetarła twarz dłońmi. Do stolika podszedł kelner, a Rachel zamówiła latte
macihiato. Oparła się wygodnie na fotelu, czekając na przyjście Emmy. Zastanawiała
się, czy życie sławnych osób rzeczywiście jest takie perfekcyjne. Nie chciało
jej się wierzyć, że mają się jak w idealnej bajce. Ludzie kreują siebie na
takich, jakich chcą, żeby ich postrzegano. Sama dodawała na facebooke’a zdjęcie
z dziećmi oraz kochającym mężem… Teraz, gdy pomyślała o tym — takie nierealne.Otworzywszy drzwi, poczuła jej ulubiony zapach lukru i kawy. O dziwo nie zastała dużo ludzi. Na spokojnie znalazłoby się kilka wolnych stolików. Mimo niewielkiej popularności kafejki, Rachel ją uwielbiała. Było to niewielkie pomieszczenie, a pierwsze co rzucało się w oczy, to rustykalny styl — białe drewno i surowa cegła sprawiały wrażenie przytulności w kawiarni. Kobieta zauważyła, że jej przyjaciółki jeszcze nie było, a jedna starsza pani spojrzała się na nią krzywo, następnie powróciła do przeglądania gazety. Rachel zdawała sobie sprawę, że nie wyglądała wyjściowo — skórzana kurtka, pod spodem zielona bluza oraz wszystkiego dopełniały szare dresowe spodnie oraz mokre, brudne trampki. Zignorowała dziwne spojrzenia i usiadła przy stoliku w kącie. Wyciągnęła telefon i zaczęła przeglądać Instagrama.
***
Siedziała właśnie
ze swoją córką. Czytała jej ulubioną bajkę na dobranoc, by ułożyć ją do snu.
Kończyła właśnie ostatnie wersy „Królewny Śnieżki”. Mała Sarah kochała tą
bajkę, a mama czytała jej ją każdego wieczora. Normalnie była zawsze
zapracowana. Rachel zaczęła prowadzić własną firmę kosmetyczną, od zawsze
interesowała się makijażem. Dlatego też otworzyła ten interes. Pamiętała, jak
jej córka podczas rozpakowywania pierwszych paczek wymalowała usta szminką.
Stąd też dostała od brata ksywkę „Joker” — rzeczywiście wyglądała zabawnie, gdy
nieudolnie wysmarowała się nią po twarzy.
Niespodziewanie ktoś zadzwonił do
drzwi. Myślała, że to Daniel zapomniał kluczy do domu, dlatego ucałowała córkę
do snu i zbiegła szybko na dół. Tymczasem czekało na nią dwoje policjantów,
Rachel zdziwił ich widok. Pomyślała, że pewnie to jakaś pomyłka.
— Dzień dobry, komendant Adam Barnes
— przedstawił się pewnym głosem wysoki, dobrze zbudowany policjant.
— Dzień dobry — odpowiedziała
niepewnie Rachel. Coraz bardziej uświadamiała sobie, że to chyba jednak nie
pomyłka. — Proszę, wejdźcie.
— Czy zastaliśmy Daniela Brooksa? —
zadał pytanie komendant.
— Mąż zaraz wróci z pracy. Mogę
wiedzieć, o co chodzi?
— Pozwoli pani, że poczekamy na
pani męża.
Rachel była zdezorientowana. Nie
dość, że wieczorem do jej mieszkania przychodzi policja, pyta o jej męża, to
teraz nie chcą jej powiedzieć, co się stało. Bo przecież Daniel chyba nic nie
zrobił… Przed oczami miała już czarne scenariusze, jednak była pewna
niewinności swojego męża. Poszła zrobić sobie herbatę do kuchni, nie zamierzała
ugościć policjantów. Była zła, że nie chcieli jej powiedzieć, w jakiej sprawie
zjawili się w jej mieszkaniu.
— Mamo, nie mogę spać. — Do kuchni
przyszedł jej sześcioletni syn. — Gdzie jest tata?
— Tata zaraz wróci z pracy. Chodź,
kochanie, napijesz się wody i pójdziemy spać. — Przykucnęła przy Nicku i
uśmiechnęła się do niego szeroko.
Wiedziała, że póki jej mąż nie
wróci, Nick nie pójdzie spać. Daniel był wzorem dla ich syna, chłopiec
powtarzał, że w przyszłości będzie lekarzem — jak jego tata. Nalewała synowi
wody, gdy usłyszała trzask drzwi. Nick pobiegł do przedpokoju, by uściskać
tatę, a Rachel zaraz za nim. Zapomniała nawet odstawić szklankę, tylko trzymała
ją w dłoni.
— Tata! — Blondynek zawołał
radośnie i przytulił się do ojca.
Rachel wzięła Nicka na ręce i
zaprowadziła do pokoju. Chłopczyk zainteresował się jego ulubionym zabawkowym
Audi i już nie słuchał mamy. Rachel wróciła do męża i policjantów. Weszła
akurat w momencie zakuwania w kajdanki Daniela. Stanęła i tępo patrzyła się na
całą sytuację. Nie wiedziała, co się działo. W głowie kłębiło jej się od myśli,
nie umiała zrozumieć sytuacji. Nie wierzyła, że jej mąż mógł popełnić jakieś
przestępstwo. Otrząsnęła się i podbiegła do wyprowadzających Daniela
policjantów.
— Ale o co…? Dlaczego aresztujecie
mojego męża?!
— Pani mąż jest aresztowany pod
zarzutem morderstwa — odpowiedział surowym tonem policjant.
Rachel stanęła. Poczuła się, jakby
dostała właśnie mocny strzał w policzek. Z oczu leciały jej łzy. Światło
latarni odbijało się od jej mokrych policzków, a czarne włosy Rachel rozwiewał
wiatr. Stała tak, patrząc się na policjantów i męża, którzy wsiedli do
samochodu. Otępiała szła do domu.
W głowie Rachel rozbrzmiewały cały
czas chłodny głos policjanta, który aresztował jej męża.
— Cześć, kochana. — Rachel usłyszała głos Emmy.
Usiadła naprzeciwko przyjaciółki i złapała ją za dłonie delikatnie. — Tak mi
przykro…
Rachel nic nie odpowiedziała, po jej
policzku spłynęła pojedyncza łza. Dalej była pod wrażeniem wydarzeń
poprzedniego wieczora. Nie pojechała na komisariat, nie pojechała za mężem.
Chciała wierzyć, że Daniel jest niewinny. Trzymała się kurczowo tej myśli. Ona
ją uspokajała. Tylko dlatego zasnęła poprzedniej nocy.